Poszukiwanie mistycznego przesłania w filmach jest niezwykle wzmacniające. Oglądając filmy uzyskujemy wglądy i większą samoświadomość. Filmy poszerzają naszą świadomość, ćwiczą wyobraźnię. Film- jak poezja- jest subtelnym wołaniem serca. Przypomina nam o tym, co już dobrze wiemy, pomaga zmienić się i być bardziej elastyczną osobą, jest katalizatorem dla twórczej, odważnej zmiany.
Marsha Sinetar
Czytamy książki, by odkryć, kim jesteśmy. To, co inni ludzie- prawdziwi czy wymyśleni- robią i myślą, i czują, jest bezcennym przewodnikiem w zrozumieniu kim jesteśmy i kim możemy się stać.
Ursula K. LeGuin

czwartek, 18 grudnia 2008

To właśnie miłość

To właśnie miłość (Love actually)
prod. USA, Wielka Brytania (2003)
reż. Richard Curtis
scen. Richard Curtis

Mam filmy, które lubię oglądać wielokrotnie. Za każdym razem dostarczają emocji i radości. Jednym z takowych jest "To właśnie miłość". Film przeuroczy i idealny jak na przedświąteczny okres. Fabuła nie toczy się tutaj wobec jednego głównego bohatera, ponieważ tych głównych bohaterów mamy wielu. Pozwólcie, że ich przedstawię...

Cudowny Hugh Grant w roli dość ekscentrycznego premiera Wielkiej Brytanii zakochującego się w Natalie (Martine McCutcheon) - sympatycznej dziewczynie z obsługi.
Pisarz Jamie (Colin Firth) zdradzony przez dziewczynę wyjeżdża na południe Francji, gdzie w prowadzeniu domu pomaga mu Portugalka czy Hiszpanka- nie pamiętam niestety- która ni w ząb nie potrafi mówić po angielsku, podobnie jak Jamie w jej ojczystym języku.
Karen (Emma Thompson), matka dwojga dzieci, na pozór szczęśliwa żona Harry'ego (Alan Rickman). W rzeczywistości obawiająca się o swoje małżeństwo z powodu atrakcyjnej koleżanki męża z pracy.
Nieszczęśliwie zakochany Mark (Andrew Lincoln), który na wybrankę swego serca wybrał świeżo upieczoną żonę swego przyjaciela (Keira Knightley).
Nieśmiała i opiekująca się chorym umysłowo bratem Sarah (Laura Linney), która podkochuje się w przystojnym Karlu (Rodrigo Santoro).
Daniel (Liam Neeson), który po śmierci żony musi poradzić sobie z wychowaniem jej syna- Sama.
Sam (Thomas Sangster) odkrywający po raz pierwszy w życiu to "okropne" uczucie jakim jest miłość i starający się zwrócić na siebie uwagę najładniejszej dziewczyny w szkole.
Podstarzały rockman (Billy Nighy), który lata świetności ma już dawno za sobą, ale wraca na listy przebojów dzięki przerobionemu hitowi sprzed lat.
Colin (Kris Marshall) wyruszający na podbój serc amerykańskich dziewczyn, które kochają brytyjski akcent.
Para dublerów grająca wspólnie sceny miłosne do filmu.
A oczywiście spójnikiem łączącym ich wszystkich jest miłość.
"I feel it in my fingers
I feel it in my toes
Love is all around me
And so the feeling grows".

Oceny:
filmweb: 8,13
imdb: 7,9
moja: 8,5

2 komentarze:

orchisss pisze...

"Love Actually" - mój naj naj film świąteczny... jest ciepły, ale nie przesłodzony. Boski Collin znowu jest kochanym gburem, Keira cudna jak zawsze. I muzyka - jest Eva Cassidy, jest Cassandra Wilson, no i oryginalna muzyka Craiga Armstronga. Swoją drogą w ten weekend w TVP być ma.
Sprężyna czeka na swoją kolej - czytam obecnie "Czarną polewkę" - tak coś czułam, że Laura rozstanie się z Wolfim. Zbyt słodko było, żeby się nie schrzaniło.
Christmas Cottage nie widziałam, ale okładka zachęcająca.

Patrycja pisze...

Mnie też zachęciła okładka ;) Co prawda nie było tak świątecznie jak na okładce, ale całkiem sympatycznie:)