Poszukiwanie mistycznego przesłania w filmach jest niezwykle wzmacniające. Oglądając filmy uzyskujemy wglądy i większą samoświadomość. Filmy poszerzają naszą świadomość, ćwiczą wyobraźnię. Film- jak poezja- jest subtelnym wołaniem serca. Przypomina nam o tym, co już dobrze wiemy, pomaga zmienić się i być bardziej elastyczną osobą, jest katalizatorem dla twórczej, odważnej zmiany.
Marsha Sinetar
Czytamy książki, by odkryć, kim jesteśmy. To, co inni ludzie- prawdziwi czy wymyśleni- robią i myślą, i czują, jest bezcennym przewodnikiem w zrozumieniu kim jesteśmy i kim możemy się stać.
Ursula K. LeGuin

sobota, 3 lipca 2010

Listy do Julii

Sophie wybiera się ze swym narzeczonym w podróż przedślubną do Włoch. Victor jest kucharzem i będąc we Włoszech nie może przecież odmówić sobie spróbowania trufli, uczestnictwa w aukcji win, zgłębiania tajemnic kuchni od włoskiej kucharki i innych tego typu przyjemności, którymi Sophie nie jest zainteresowana w najmniejszym stopniu. Spacerując samotnie po Weronie trafia na ścianę, w którą nieszczęśliwie zakochane kobiety wtykają listy. Po jakimś czasie listy te zbierane są przez tzw. "sekretarki Julii", kobiety, które odpowiadają na nie.
Sophie postanawia im pomóc i przypadkiem trafia na list napisany 50 lat temu. Claire na wakacjach poznała Lorenzo i oboje zakochali się w sobie na zabój. Niestety dziewczyna stchórzyła i zamiast spotkać się z nim, by razem uciec i żyć długo i szczęśliwie, wróciła z rodzicami do domu.
Sophie uznaje, że jej obowiązkiem jest odpisanie na list. Niedługo potem do Werony przyjeżdża Claire ze swym niezbyt sympatycznym wnukiem, by odnaleźć Lorenzo...
Film jest do bólu przewidywalny i typowo komediowo-romantyczny. Ale mnie urzekł :) Może przez te piękne, toskańskie widoki dokoła.

USA, 2010, Gary Winick

piątek, 2 lipca 2010

Ostatnie wakacje


Georgia Byrd jest sprzedawczynią w jakimś dużym centrum handlowym. Codziennie chodzi do pracy, mija mężczyznę, w którym jest zakochana, wraca do domu, gotuje potrawy, których i tak nie je, bo się odchudza i gromadzi coraz więcej zdjęć w swoim albumie z "możliwościami", czyli tym, co chciałaby, żeby ją spotkało.
Całe to zwykłe i szare życie kończy się w momencie, gdy dowiaduje się, że pozostało jej 3 tygodnie życia. Wraca załamana do domu zdając sobie sprawę z tego, że cały czas czekała na to, że coś się wydarzy, a tu nagle okazuje się, że nie ma już na to czasu. Nie ma czasu, by pojechać do Karlowych War, by ożenić się (z Seanem) i mieć z nim gromadkę dzieci. Okazuje się, że całe odchudzanie było na nic... a mogła chociaż spróbować smaku tych wszystkich wymyślnych potraw, które gotowała...
Georgie postanawia, że skoro nie ma przed sobą przyszłości to wykorzysta chociaż czas, który jej pozostał. Rzuca pracę, spienięża wszystkie obligacje i wyrusza do Karlowych War, by w luksusie spędzić resztę czasu, który jej pozostał.
Bardzo przyjemny film. I myślę, że dający trochę do myślenia. Że jednak odkładanie wszystkiego na później i czekanie na rozpoczęcie tego "prawdziwego życia" nie jest zbyt dobrym pomysłem.

USA, 2006, Wayne Wang

P.S. Kocham Cię

Książka:
Gerry ma guza mózgu i umiera zostawiając swoją żonę Holly pogrążoną w żałobie. Pozostawia po sobie jednak plik listów, po jednym na każdy miesiąc, które mają pomóc jej w przejściu przez ten ciężki okres i pozbieraniu się po tragedii. Co miesiąc wyznacza jej kolejne zadanie, raz łatwiejsze, raz trudniejsze do wykonania. Dzięki temu Holly powoli stara się wrócić do normalnego życia i nauczyć żyć bez ukochanego u boku. We wszystkim wspierają ją przyjaciele i kochająca rodzina.
Dawno tyle nie napłakałam się przy żadnej książce. Przy każdym kolejnym liście od Gerry'ego moje oczy zmieniały się na nowo w fontannę łez. Mimo tego, że jest smutno i wzruszająco, to tchnie pewnym optymizmem- że choć to bardzo trudne i trwa bardzo długo to nawet po największej tragedii w końcu znowu zaświeci słońce.

Film:
Gdy obejrzałam go po raz pierwszy, jeszcze bez czytania książki to bardzo mi się podobał. To moje podsumowanie go (z sierpnia 2008 roku):

"
Sympatyczny filmik na smutne, jesienne wieczory. Tak bym go podsumowała. Wnosi ze sobą sporą dawkę optymizmu z lekką nutką melancholii."

Po przeczytaniu książki mogę nadal skłaniać się ku tej ocenie jednak mam dużą listę zażaleń.
Po pierwsze- Hilary Swank w roli Holly
była koszmarna, kompletnie nie pasująca do mojego wyobrażenia o głównej bohaterce. Jej wielkie usta i dziwna mina zresztą przeszkadzają mi w każdym filmie, w którym gra.
Zamiana moim zdaniem rewelacyjnej rodziny Holly z książki na wiecznie niezadowoloną matkę była beznadziejnym posunięciem i odebrała
baardzo dużo uroku całej historii.
Daniel z książki, a Daniel z filmu to dwie zupełnie ró
żne postacie, przy czym ten filmowy jest fatalny. I ogólnie dziwny.
Zmiany w fabule zawsze mnie denerwują w ekranizacjach książek, choćby były najmniejsze i nie miały wielkiego znaczenia.

Jeżeli chodzi o plusy filmu to na pewno podoba mi się zakończenie, jest fajne, optymistyczne, ale nie przesadzone. Postacie Denise i Sharon też były całkiem dobrze oddane. Gerard Butler pasował w roli Gerry'ego.
Ogólnie rzecz biorąc nie ogląda się źle. Ale lepiej oglądać jeśli nie czytało się książki.
USA, 2007, Richard LaGravenes
e

sobota, 29 maja 2010

Wszystko czerwone

"– Dlaczego ja, do diabła?! – zdenerwowałam się. – Ni mnie ten Edek ział, ni mnie grzębił...!
(...) – Powiedziałam, że ni mnie grzał, ni mnie ziębił.
– Ział! Edek cię ział i grzębił!
– Oszalałaś?! Przeciwnie! Nie ział mnie! I nie grzębił!"

Joanna przyjeżdża w odwiedziny do Danii, do swojej przyjaciółki Alicji. Poza czysto towarzyskimi chęciami, kierowana jest również chęcią wyciągnięcia pewnych informacji od niejakiego Edka. Niestety nim udaje jej się zdobyć pożądaną wiadomość Edek zostaje potraktowany sztyletem na śmierć.
Śledztwo zostaje rozpoczęte, a "do prowadzenia śledztwa wytypowany został niejaki pan Muldgaard, bardzo szczupły, bardzo wysoki, bardzo bezbarwny i bardzo skandynawski. Pan Muldgaard, którego stopień służbowy na zawsze pozostał dla nas tajemnicą, posiadał w rodzinie jakichś polskich przodków, w związku z czym władał polskim językiem. Istniała nadzieja, że zdoła się z nami jakoś porozumieć. Opanowany przezeń język wydawał się dośc oryginalny, zdradzał niekiedy naleciałości jakby biblijne i stał w niejakiej sprzeczności z przyjętą w Polsce powszechnie gramatyką. Pan Muldgaard rozumiał nas znacznie lepiej niż my jego, co dla władz było bez porównania ważniejsze."

Momentami ze śmiechu zalewałam się rzewnymi łzami. Jak dla mnie porównywalne z "Całym zdaniem nieboszczyka". Ubóstwiam pióro pani Chmielewskiej i gnę się w pokłonach przed mistrzynią ;)

Pan Muldgaard i jego język polski są rewelacyjni:
"
Azali były osoby mrowie a mrowie?"


"A możliwe, że pani wiadomości posiada. O ta osoba, morderca. Pani musi umysłowa robota wykonać, mnogo, wielkie mrowie. Zaprawdę na pamięć waszą zaległo, a musicie rozjaśnić mroki.
– Zaprawdę, pamięć nasza nie powiada nam nic..."

"Kogo zezwłoka pani życzy sobie tu? – (...) – ucho moje słyszało. Jakiego zezwłoka, pragnął wiedzieć. Zezwłoka bez zwłoki."

"Pan – rzekł nieco podejrzliwie, wskazując długopisem Pawła. – Ucho moje słyszało. Nie spożył kawę. Wizytował krze. Dlaczego?"

"Ta dama – upewnił się – to wasza mać?"

"Zadziwienie odczuwać należy – rzekł. – Nader nieordynarny spożyły jad osoby nieżywe."
cytaty: "Wszystko czerwone" Joanna Chmielewska

Iris

"Iris Murdoch: Wszyscy rozumiemy język miłości.
John Bailey: Umiem w nim czytać, ale mówić nie."
Film powstał na podstawie powieści "Elegia dla Iris" i "Iris: Wspomnienie" autorstwa Johna Bayleya. Opowiada historię miłości pisarki i filozofa- Iris Murdoch oraz profesora literatury angielskiej i powieściopisarza Johna Bayleya.
Miłość na zasadzie przyciągania się przeciwieństw połączyła dwie zupełnie różne osoby. Ona owarta, pewna siebie, on spokojny, raczej zagubiony w świecie.
Przez czterdzieści lat tworzyli szczęśliwy związek. W 1995 roku zdiagnozowano u Iris chorobę Alzheimera.
Wykształcona kobieta, powieściopisarka, filozof staje się nagle bezradna niczym dziecko.
Jest to równie przerażające dla niej, jak i dla jej męża. Dla niej słowa były najważniejszą formą w jakiej może się wyrazić człowiek, gdy nagle traci nad nimi moc, traci grunt pod nogami, jak sama stwierdziła- czuje się jakby dryfowała w ciemności.
Mąż patrzy na swoją żonę, zawsze zaradną, będącą dla niego wsparciem, jak nagle gubi się w świecie, zwykłe sytuacje zdarzające się na co dzień napawają ją przerażeniem, zamyka się w swoim własnym świecie i nie dociera do niej nic z zewnątrz. John nie ma pojęcia w jaki sposób mógłby jej pomóc, a niczego innego nie pragnie bardziej.
Wspaniała gra aktorska, jak zwykle cudownej Judi Dench i równie rewelacyjny Jim Broadbent w roli Johna Bayleya.
Niezwykle poruszający film. Nie będę rzucać tutaj jakimiś pustymi frazesami. Przeraża mnie ta choroba i fakt, że człowiek zupełnie traci siebie. Nie czytałam żadnej książki Iris Murdoch, dopiero mam zamiar, ale myślę, że była nieprzeciętną i wspaniałą osobą.

"Edukacja nieuszczęśliwia. Podobnie jak wolność. Sama wolność nie daje pełni szczęścia, tak samo jak wykształcenie. Lecz edukacja pozwala nam zrozumieć nasze szczęście. Otwiera oczy i uszy. Podpowiada gdzie kryją się rozkosze. Przekonuje nas, że istnieje tylko jedna prawdziwa wolność. Wolność umysłu. Daje nam pewność, by dumnie kroczyć ścieżką naszego rozumu."

"Ludzie się kochają. W seksie, w przyjażni i w miłości. Troszczą się o inne stworzenia. O ludzi, zwierzęta, rośliny, nawet kamienie. Pogoń za szczęściem i jego popieranie tkwi w tym wszystkim, oraz w potędze wyobrażni."
Iris Murdoch

"Słowa to wspaniała rzecz, ale nie jedyna potrzebna do zrozumienia. Jest spojrzenie, zapach, no i dotyk."

"Zrobiło się tak cicho... gdy odeszła."
John Bayley
cytaty pochodzą z filmu
USA, UK, 2001, Richard Eyre
Iris na filmweb

poniedziałek, 24 maja 2010

Oskar i pani Róża


Oskar ma 10 lat, ma raka, nie wierzy w Boga, jego rodzice to "kompletni debile", a jedyną osobą, która go rozumie jest ciocia Róża. To ona namawia go, by rozpoczął korespondencję z Bogiem...

"Na imię mam Oskar, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie (zdaje się, że nawet upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do Ciebie wysyłam, bo jak dotąd, z powodu nauki nie miałem czasu (...) No więc równie dobrze mógłbym napisać 'Nazywają mnie Jajogłowym, wyglądam na siedem lat, mieszkam w szpitalu z powodu mojego raka i nigdy się do Ciebie nie odzywałem, bo nawet nie wierzę, że istniejesz.'"


"-A po co miałbym pisać do Pana Boga?

- Może poczułbyś się mniej samotny?
- Mniej samotny z kimś, kto nie istnieje?
- Spraw, żeby istniał-
Pochyliła się w moją stronę - Za każdym razem, kiedy w niego uwierzysz, będzie trochę bardziej istniał. Jeśli się uprzesz, zacznie istnieć na dobre. I wtedy ci pomoże.
- Co mogę mu napisać?

- Podziel się z nim swoimi myślami. Myśli, których się nie zdradza, ciążą nam, zagnieżdżają się, paraliżują nas, nie dopuszczają nowych i w końcu zaczynają gnić."


"Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy".

"Oskar i Pani Róża" E-E. Schmitt

Chyba nie przesadzę jeśli napiszę, że to najpiękniejsza książka jaką w życiu przeczytałam. Pokazuje ona w pewnym sensie drogę, to jak się powinno żyć. 12 dni, a każdy dzień to 10 lat życia. Można przeżyć 12 dni w szpitalu bardziej intensywnie niż niektórzy przeżywają całe swoje życie.

"Opowieść Schmitta jest przypowieścią nie tylko o dziecku, ale i o nas- dorosłych, naszych uprzedzeniach, fobiach i niespełnieniach. W głębszym wymiarze książka Schmitta to również próba odpowiedzi na pytanie: jak żyć?"
Piotr Huniewicz "Polityka"

"Prawie każda strona przynosi ważną myśl, uczy doceniać chwilę, akceptować cierpienie."
Roman Praszyński "Elle"

"Ta krótka powiastka była porównywana do 'Małego Księcia', według mnie jest nawet lepsza, bo nie tak czułostkowa. Działa jak ekstrakt przywracający wiarę"
Igor Kościelniak "Przekrój"

500 dni miłości

"Zwariowana komedia romantyczna o młodej kobiecie, która nie wierzy w miłość, dopóki nie spotyka na swej drodze chłopaka, gotowego na wszystko, by zdobyć jej serce. "
źródło:filmweb.pl

Tak, to prawda, jest to dość zwariowana 'komedia romantyczna', o ile można ją tak nazwać. Przywykliśmy do tego, że to kobieta pragnie miłości, stabilizacji, to ona wzdycha do faceta, to ona marzy o wspólnej przyszłości, mężczyzna natomiast nie ma nic przeciwko niezobowiązującej znajomości dostarczającej uciech cielesnych oraz duchowych może i też, ale w stopniu mniejszym, aczkolwiek lepiej by uciechy te nie były wiążące w żadnym stopniu. Tutaj wzdycha Tom, a zobowiązań unika Summer.
Tak, to prawda, że Summer nie wierzy w miłość. Wywody Toma na temat dwóch połówek jabłka, miłości aż po grób i zniewalającej siły tego uczucia uważa za wyssane z baśni i komedii romantycznych mdłe i sentymentalne bzdury.
Trzecia część... Owszem to też prawda. Ale nie taka prawda jaka nasuwałaby się po przeczytaniu tego zdania.
Tom rzuca po mieszkaniu talerzami w przypływie rozpaczy. Tak właśnie go poznajemy. Jego współlokatorzy nie wiedząc co robić wzywają na pomoc kilku(kilkunasto?)letnią przyjaciółkę Toma. Dziewczynka przy pomocy świetnie znanego środka otrzeźwiającego (w ilościach niewielkich, w większych wręcz przeciwnie)- wódki, uspokaja roztrzęsionego faceta i wyciąga z niego straszną wiadomość. Summer stwierdziła, że powinni przestać się spotykać.
Summer i Tom poznali się w pracy. On układa teksty na pocztówki okolicznościowe, ona została właśnie sekretarką szefa. Tom- niepoprawny romantyk- robi wszystko, by zdobyć fascynującą brunetkę. Można powiedzieć, że mu się udaje...
Jeżeli faktycznie ktoś chciałby nazwać ten film komedią romantyczną to zdecydowanie nie jest ona typowym przykładem tego gatunku. "500 dni miłości" wybija się swoją oryginalnością na tle innych. Gorąco polecam. Szczególnie "jesienne" zakończenie tchnie jak dla mnie niezwykłym optymizmem:)
P.S. I opis z filmweb jaki podałam moim zdaniem kompletnie, w najmniejszym nawet stopniu nie pasuje do tego filmu. Mimo tego, że właściwie zgadza się z rzeczywistością. W końcu Summer spotkała kogoś kto zawojował jej serce :)
USA, 2009, Marc Webb
ocena: 8,5
500 dni miłości na filmweb.pl

Beats of freedom

Ostatnio w ramach miejscowego DKF'u wybrałam się na projekcję "Beats of freedom- Zew wolności". Film to dokument opowiadający o czasach, kiedy rodził się polski rock. Pełna buntu i pragnienia wolności muzyka w czasach, kiedy wolność pozostawała jedynie marzeniem.
"Narratorem" filmu jest Chris Salewicz. Dziennikarz rozmawia z ludźmi, którzy uczestniczyli w rockowej rewolucji przełomu lat 70 i 80 dociekając jej przyczyn i skutków.
Rock w tych czasach dawał młodym ludziom jedyną szansę na wyrażenie własnego 'ja' i szansę ucieczki przed rzeczywistością jaką fundował im reżim.
Rock i cała ideologia związana z tą muzyką inspirowała do walki z ustrojem i dawała nadzieję na odzyskanie wolności.
W archiwalnych fragmentach koncertów grają i śpiewają m.in. Kora i Maanam, TSA, Dezerter, Perfect, Brygada Kryzys.
Atutem „Beats of Freedom” są umiejętnie wykorzystane archiwalia – pochodzące z filmów „Koncert” Michała Tarkowskiego (1982) i „Fala” Piotra Łazarkiewicza (1986), dokumentów studenckich oraz materiałów kręconych na prywatny użytek.
Naprawdę dobry film. Pokoleniu, które przeżyło na własnej skórze te czasy dostarczy na pewno okazji do wspomnień. Tym młodszym- okazji do poznania historii najnowszej, w szczególności absurdów komunistycznej cenzury i polityki od setki razy bardziej interesującej strony niż stron podręcznika do historii.
ocena: 8,5
Polska 2010, Gnoiński, Słota