"(...) światło z korytarza padło na pstrokate włosy chłopięcej fryzury, rozwichrzone kosmyki, płowe i białe pasemka, jak u albinosa (...) Miała na sobie szykowną czarną sukienkę, czarne sandały i krótki naszyjnik z pereł. Przy całej swojej modnej szczupłości promieniała zdrowiem rodem z reklamy płatków śniadaniowych: czystość, świeżość, rumieńce. Miała duże usta i zadarty nos. Oczy zakrywały jej ciemne okulary. Była to twarz zawieszona między dzieciństwem a kobiecością. Dawałem jej od szesnastu do trzydziestu lat. Okazało się później, że za dwa miesiące będzie obchodzić dziewiętnaste urodziny."
Truman Capote opowiada nam historię osiemnastolatki, która z prowincji trafiła do wielkiego świata Nowego Jorku. Holly prowadzi rozrywkowe życie. Dzięki swojemu wdziękowi i świeżej urodzie bez najmniejszego problemu oczarowuje dżentelmenów, którzy skłonni są dać jej nawet 50$ na toaletę. Rzeczą dla niej najważniejszą jest wolność. Stara się nie przywiązywać do miejsc, ludzi, a nawet do kota, którego kiedyś znalazła. W związku z czym na jej skrzynce widnieje napis "Panna Holly Golightly, w podróży", u mężczyzn szuka przede wszystkim pieniędzy, a jej kot nie posiada imienia. Historię Holly opowiada nam pisarz- jej sąsiad i przyjaciel. W tle mamy wspaniały obraz Nowego Jorku z lat 40. XX w.
W złej kolejności zabrałam się do "Śniadania...". Zaczęłam od filmu. I teraz mam mieszane uczucia co do książki. Film- może ze względu na zakończenie był typową komedią romantyczną. W książce nie jest już tak kolorowo. Spotykamy się przede wszystkim ze strachem Holly przed stabilizacją i byciem zależnym od kogokolwiek lub czegokolwiek. Ale to nie znaczy, że czyta się źle. Trudno nie ulec urokowi beztroskiego życia panny Golightly.
Oceny (na 6)
biblionetka: 4,47
moja: 4,2
"Nie chcę niczego mieć, dopóki nie znajdę takiego miejsca, w którym ja i otoczenie będziemy do siebie pasować. Nie wiem jeszcze, gdzie to jest, ale wiem jak tam będzie.
- Uśmiechnęła się i postawiła kota na podłodze- Jak u Tiffany'ego. (...) U Tiffany'ego nic ci nie grozi, nie ze strony tych uprzejmych sprzedawców w eleganckich garniturach i cudownego zapachu srebra i portfeli z wężowej skóry. Jeśli uda mi się znaleźć miejsce, gdzie będę się czuła jak u Tiffany'ego, kupię meble i nadam kotu imię. (...)"W złej kolejności zabrałam się do "Śniadania...". Zaczęłam od filmu. I teraz mam mieszane uczucia co do książki. Film- może ze względu na zakończenie był typową komedią romantyczną. W książce nie jest już tak kolorowo. Spotykamy się przede wszystkim ze strachem Holly przed stabilizacją i byciem zależnym od kogokolwiek lub czegokolwiek. Ale to nie znaczy, że czyta się źle. Trudno nie ulec urokowi beztroskiego życia panny Golightly.
Oceny (na 6)
biblionetka: 4,47
moja: 4,2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz